16°C, porządny wiatr, słońce wychodzące znad chmur i 3-latek leżący w ubraniu w rzece. To mogłaby być ilustracja do Mikołajka, który bawiąc się nad rzeką z Alcestem i Euzebiuszem wpada do wody, przy panicznym krzyku Ananiasza. Tyle tylko, że to nie żaden rysuneczek, tylko nasz ukochany syn postanowił się wczoraj wykąpać w rzece.
Ale od początku. Pierwszy raz ruszyliśmy się z Warszawy po powrocie z Indii. Mieliśmy do załatwienia sprawę w świętokrzyskim i tam właśnie spacerowaliśmy po przepięknej leśnej okolicy. W pewnym momencie, tuż nad płynącym strumykiem, Gustaw z Zochą postanowili, że będą łowić ryby. Wyglądało to mniej więcej tak, że stali na stromym brzegu i moczyli zerwane w wodzie tataraki. Zabawa oczywiście przednia, aż do momentu, w którym mokry brzeg zaczął się osuwać i Gustaw cały znalazł się w wodzie. Strumyk niezbyt głęboki, ale wystarczyło żeby skąpał się elegancko. Był oczywiście mały płacz, ale był to płacz godny i adekwatny do wydarzenia. Koleżka został oczywiście szybko wyłowiony przez czujnych rodziców… i przebrany w samochodzie (bo jak macie trójkę dzieci, to jedna z domowych szaf znajduje się w samochodowym bagażniku) i dalej było już zupełnie normalnie. Po całym zajściu Gustaw wszystkim chętnie, z dumą w głosie opowiadał, że wpadł do rzeki i że była „bardzo głęboka i zimna woda, ale był dzielny i się nie bał”. Mówił to z takim przekonaniem i pobłażaniem dla tego wydarzenia, że można było wywnioskować, że do takiej rzeki to on wpada raz w tygodniu i generalnie to wcale go to specjalnie nie rusza. Zdjęć z samego wydarzenia brak, no bo trzeba było chłopaka jakoś ratować. Są tuż sprzed i jest dokumentacja samego miejsca zdarzenia.




Po południu koleżka chętnie robił sobie zdjęcia na tle kieleckiego dzika. Reszta wywodu raczej zbędna …

